Wpis wspominkowy - Witch i mangi

Pomyślałam, że stworzę jeszcze jeden wpis z rodzaju tych bardziej pamiętnikowych. Zawsze chciałam prowadzić pamiętnik, ale szybko się zniechęcałam, bo uważałam, że mój charakter pisma jest niewystarczająco staranny a tematy, które podejmuję - zbyt błahe. Ten blog jest dla mnie pewnego rodzaju zamiennikiem pamiętnika - może nie o wszystkim piszę tutaj wprost, ale nawet taka namiastka dziennika może być dla mnie za jakiś czas ciekawą pamiątką. Będę wracać do tych wpisów, by zobaczyć czym się interesowałam i jak sobie radziłam. Jako dziecko, a później nastolatka nieraz zaczynałam pisać pamiętnik, ale za dużo skreślałam, wyrywałam strony, nie zawsze też wiedziałam o czym pisać... Bywało, że już po zapisaniu kilku stron traciłam cierpliwość i taki notes wcześniej czy później lądował w koszu. Zbytni perfekcjonizm prowadził do tego, że wyrzucałam swoje zapiski i rysunki. Teraz wiem, że nie powinnam była aż tak się spinać, bo i tak nie ma czegoś takiego jak "modelowo" prowadzony dziennik albo szkicownik. Może tak bardzo się frustruję, bo chciałabym, żeby przynajmniej ta artystyczna przestrzeń, w której wyrażam siebie, była dopięta na ostatni guzik, skoro kuleję w innych aspektach życia? Czasem jest mi ciężko - nawet moje zainteresowania, które powinny sprawiać mi przyjemność, wysysają ze mnie energię. Chcę coś napisać albo narysować, ale równie szybko się zniechęcam i zakładam, że nie wyjdzie to tak jak sobie wyobrażałam. Chyba od zawsze po prostu brakuje mi siły przebicia - w dzieciństwie byłam gnębiona w poważnym stopniu przez rówieśników ze szkoły. Wypierałam to przez długi czas, jakbym uznała po prostu, że tak musi być.

Uciekałam do świata swoich zainteresowań: po lekcjach jakby nigdy nic pisałam, oglądałam swoje ulubione kreskówki... ale, wcześniej czy później, tłumione lęki musiały wyjść na powierzchnię. Im starsza byłam tym wyraźniej dostrzegałam, że różnię się od innych, że popadam w izolację... W gimnazjum miałam bardzo fajną klasę i tam byłam najbardziej spontaniczną i otwartą wersją siebie. Dużo się śmiałam, mimo problemów z przedmiotami ścisłymi, które to kłopoty wtedy wydawały mi się sprawą życia i śmierci. W liceum miałam neutralną klasę: ani dobrą ani złą - raz było lepiej, raz gorzej. Są osoby, które wspominam bardzo ciepło, mimo że same miały problemy z kontrolowaniem emocji jak moja ówczesna sympatia albo koleżanki które rywalizowały o moją uwagę... Było tego trochę. Szkoła to bardzo specyficzny czas w życiu większości ludzi. Na pewno działo się wtedy więcej w moim życiu niż obecnie - cóż, miałam wtedy przynajmniej jakieś bodźce i wyzwania przed sobą.

Miałam taki kalendarz. Przypomniałam sobie o tym, gdy moja kumpela znalazła swój. Miałam dużo komiksów i gadżetów z "Witch"
 
Dobrze wspominam osoby, z którymi spędzałam czas, babcię która odbierała mnie w podstawówce ze szkoły i kupowała dla mnie czasopismo "Witch" w kiosku po drodze do domu... Szkolne wycieczki też były przyjemne, potem gdy byłam już starsza i zdałam maturę miałam duży powód, by się ucieszyć. Wtedy wierzyłam, że pokonałam na dobre swój problem z matematyką i że otwierają się przede mną jakiekolwiek możliwości. Chciałam studiować polonistykę i ewentualnie poszłam na te studia. Skończyłam je. A teraz... wolałabym mieć trochę więcej wsparcia i powodów, by otworzyć się na ludzi. Czasem zastanawiam się jakby to było, gdyby moje znajomości ze szkoły albo ze studiów utrzymały się do tej pory. Po drodze zaliczyłam warsztaty kreatywne, kilka staży w biurze... Nie pokierowały mnie w życiu, ale być może (tylko być może)  lepsze to niż nic. Jest parę rzeczy z mojego dzieciństwa i wieku nastoletniego, które darzę dużą nostalgią, między innymi włoski komiks "Witch" o nastoletnich czarodziejkach. Do tej pory pamiętam tą fabułę, imiona postaci i to, że chciałam rysować w takiej kresce. Miałam kalendarze, karteczki i gadżety z tej serii. Z bohaterek najbardziej lubiłam Will bo była nieśmiała, a mimo to była liderką grupy (była główną bohaterką, więc jej wątki były zazwyczaj najciekawsze, najbardziej rozbudowane) oraz Hay Lin - optymistyczną Chinkę, która chodziła z głową w chmurach, rysowała i sama projektowała sobie ubrania. W komiksach "Witch" podobało mi się, że bohaterki miały swoje przyziemne nastoletnie problemy z chłopakami i rodzicami, a przy tym były potężnymi strażniczkami żywiołów i miały obowiązki czarodziejek.

W "Sailor Moon" ("Czarodziejce z Księżyca")
występowały silne bohaterki o zróżnicowanych charakterach.
Styl graficzny serii i wątki "magical girls" podobały mi się,
gdy miałam te czternaście lat.

Taki miks motywów obyczajowych i fantastycznych to coś, co lubię do tej pory, chociaż już w historiach dla dorosłych. Widzę z perspektywy czasu dlaczego tak uwielbiałam "Witch" i dlaczego zbierałam wszystko, co z nimi związane. Lubiłam też Atomówki, bo były nieco surrealistyczną opowieścią o superbohaterkach - w kreskówce można było znaleźć dużo specyficznego humoru. Potem, mając te czternaście-piętnaście lat, zaczęłam oglądać trochę anime, chociaż wtedy jeszcze niewiele. Zaczynałam od "Sailor Moon" i "Inuyashy". Ogółem podoba mi się kreska w mangach i anime, ale samych serii przeczytałam/ oglądałam niewiele. Lubię anime studia Ghibli, bo to już klasyki, a ich animacja jest pełna wyobraźni i ambitnego artystycznego przekazu. Lubię parę komiksów, skupionych wokół roli kobiet w społeczeństwie jak historyczna "Róża Wersalu" czy "Fushigi Yuugi" - trochę głupkowaty i przeładowany po brzegi patosem, ale klasyczny już twór o bohaterce, która trafia do starożytnych Chin i ma tam swój harem ikemenów. "Yona w Blasku Świtu" jest lepszym fantasy tego typu, z bohaterką i jej haremem przystojnych strażników, ale nie przeczytałam całości. Jest nawet polskie wydanie tej mangi.
Kikyo z "Inuyashy". Innych irytowała, 
ale ja wczułam się w jej losy. Lubiłam tą postać.
W "Inuyashy" jest cała plejada barwnych postaci.
Jest z czego wybierać.

Czy lubię komiksy? Tak, ale częściej sięgam po książki, bo zazwyczaj mają mniej tomów, dzięki temu są przystępniejsze. Przyznaję, że bywam wybrednym czytelnikiem: jeśli dana pozycja nie wciągnie mnie niemal natychmiastowo, mogę już do niej nie wrócić. Tak mam, zwłaszcza ostatnio, odkąd moja podzielność uwagi jeszcze się skróciła przez depresję i przez całokształt nędzy i rozpaczy. Cóż, to tylko czarny humor, może nie powinnam używać słów "nędza" i "rozpacz" obok siebie. :) Lepiej zachować odrobinę pogody ducha, nawet gdy nie ma się znowu tak wiele od życia.

2 komentarze:

Shisune_Knightblade pisze...

To też przeczytałam, by nie było, że nie dotrzymuje obietnic. Well... może odrobine nie... wiesz jak to u mnie bywa. Czasem muszę się zmusić wbrew sobie, orz.

Na temat szkolny nie będę się wypowiadać bo tyle go pałujemy i pałujemy... jeszcze znowu mi się przyśni coś dzisiaj.

Co do Witcha to wiele nastek szalało kiedy, pamiętam bo sama od okolo 20 numeru zaczęłam zbierać i byłam simpem Elyon: widzisz już za gówniaka lubiłam niejednoznaczne drugoplanowe postacie. Co jest ze mną nie tak? Kreska była również mega i ta cała historia była wciągająca, ale potem w pewnym momencie się jakoś przestało kupować. A bit sad, ale w dobie internetu nietrudno teraz nadrobić niektóre rzeczy.

Co do mang to oglądałam niby Sailorki ale niewiele z nich pamiętam powiem szczerze. Dla mnie magical girlsty były z reguły za słodkie i wolałam piać z zachwytu do Slayersow. XD Teraz okolo 15 stron mang czeka na czytanie z czego większość to gejoza jak wiesz... oh well...

Co do rysunków i artystycznego szitu jak to mawiam nie masz co się zniechęcać (wiem jak to brzmi... i kto to mówi, nie ziomuś?) - bawi mnie to, że robię za archiwum i doceniam każdą makulaturkę. I NIE. NIE BĘDZIE ŻADNEGO RAJSKIEGO ROZDANIA. Co do tego bujo: olej pismo i na kolejnej zrobisz inaczej. A pamiętniki... well... czasami lepiej do nich nie wracać jeśli mają w ogromnej ilości emo. Nie polecam.

Leśny Bambi pisze...

Temat szkolny wypłynął, bo wrzesień kojarzy się najczęściej z powrotem do szkoły po wakacjach. Tak jak napisałam, szkoła to specyficzny czas - dobre i złe momenty. Mnie carrowały nauczycielki polskiego, niemieckiego i angielskiego, bo widziały, że z tych przedmiotów mam zdolności. Były wspierające i dobrze przekazywały wiedzę. Dobrze też wspominam niektóre szkolne znajomości. Ale na ogół nie wspominam szkoły zbyt często.

Co do "Witch", zaczęłam czytać rzeczy z tej serii od książki, wypożyczonej z biblioteki, w której główną bohaterką była Will. A potem wyczaiłam, że jest czasopismo z komiksem i jako dziesięciolatka zaczęłam się zaczytywać w tej serii. Też zaczęłam jakoś od 20 numeru. Kreska rzeczywiście była cukierkiem dla oka, mimo że komiks był rysowany przez kilku różnych twórców, więc zmieniała się też wraz z kolejnymi numerami. Najbardziej lubiłam ten arc historii, gdzie czarodziejki spotkały się z poprzednimi strażniczkami żywiołów, a ich wrogiem była Nerissa, która zabiła jedną z ówczesnych strażniczek.

Magical girls? Może też nie lgnęłam zbytnio do serii tego typu, ale w niektórych z nich były bohaterki o zróżnicowanych charakterach i ładne sceny ich przemian i używanych mocy. Z dziewczyńskich serii lubiłam jeszcze "Odlotowe Agentki" - zapomniałam wspomnieć o nich we wpisie.

Co do pamiętników, pewnie racja, że jeśli mają być zbiorem gorzkich żali to lepiej aż tak się do nich nie przywiązywać. Teraz mam tego bloga i do pewnego stopnia jest on dla mnie zamiennikiem papierowego pamiętnika. Na blogu mogę pisać, nie poddając się aż tak perfekcjonizmowi jak gdybym robiła to pisząc ręcznie. Dzięki, że nadrobiłaś przeczytanie notek.