18.03.24


Dla wielu osób, również dla mnie, zwierzęta są jednym z niewielu jasnych punktów codzienności. Pomaga mi myśl, że mam zwierzęcych przyjaciół, którymi muszę się zająć, którzy potrzebują mojej uwagi i opieki. Zwierzaki przywiązują się bezwarunkowo, a ich pocieszne zachowania dają choć trochę uśmiechu. Nieprzypadkowo mówi się, że integracja ze zwierzętami jest terapią. Mam świetne zwierzaki - psa, kota, a od 13 marca pod moją opieką znajduje się chomik syryjski. Nie jest to mój pierwszy chomik i z doświadczenia wiem, że każdy taki zwierzaczek ma inny temperament. Ta chomiczka rozbawia mnie tym jak dużo krzyczy. Musi obkrzyczeć każdą nową rzecz, którą zobaczy w swoim otoczeniu. Jest ciekawska i energiczna. Oswajanie jej może samo w sobie okazać się niezłą przygodą. :) Pozostając w temacie zwierząt, w moim mieście planowane jest otwarcie kociej kawiarni - z chęcią bym odwiedziła takie wzbudzające pozytywne emocje miejsce. Na polu zawodowym jest mi trudno - osoby, które mogłyby wskazać mi kierunek, często patrzą na mnie z góry, odsyłają z kwitkiem... Przypomina mi to sytuację z moją psycholog, która obiecywała, że zadzwoni do mnie, a potem ani nie dzwoniła ani nie odbierała telefonów... Nie pojawiała się też na umówionych wizytach. Jako rady podawała nic nie wnoszące frazesy... Byłam wtedy w takim punkcie w życiu, że myślałam, że skoro nawet specjalista nie interesuje się moimi problemami, to rzeczywiście jestem skończona. Skoro każdy mnie tak łatwo przekreśla to problem musi być po mojej stronie - tak wtedy myślałam. Ale przecież samo pójście do psychologa wymaga pewnego przełamania się - człowiek idzie tam z nadzieją, że zostanie zrozumiany i dobrze przyjęty, a gdy tak się nie dzieje, to może okazać się wręcz gwoździem do trumny dla tej osoby. Bo to nie tak, że takie rozczarowanie spotkało mnie raz czy dwa razy. To się powtarza w praktycznie każdej sytuacji, gdy idę gdzieś z nadzieją, że wyniosę z tego coś dobrego.

Niby nie zgorzkniałam z powodu tych rozczarowań, ale na pewno przyczyniły się one do bardzo dużego spadku mojej samooceny. Zatraciłam gdzieś tą zwyczajną, ludzką umiejętność komunikacji - "integrowanie" się z ludźmi wywołuje u mnie stres i lęk. Nie tak to powinno wyglądać, ale moje dotychczasowe doświadczenia z ludźmi utwierdziły mnie w moim braku zaufania do nich i w lękowych reakcjach. Jeśli chodzi o odskocznie od "życia", gram nadal w "Genshin Impact" - pozycję, o której pisałam na blogu poprzednim razem. Podoba mi się swoboda eksploracji w tej grze - wszystko można w niej robić bez pośpiechu, skupić się na tych elementach rozgrywki, które w danym momencie są dla nas wciągające... Rzadko, bo rzadko, ale można też wylosować w Genshinie nowe, potężne postaci. Ja bardzo liczę, że uda mi się dostać Furinę, bo wyjątkowo spodobał mi się jej design i dramatyczna otoczka wokół tej bohaterki.

Furina jest inspirowana Marią Antoniną - tą skazaną na zgubę władczynią, która żyła w przepychu, miała wytworne towarzystwo i bogactwa na wyciągnięcie ręki, a jednak była samotna i musiała zmagać się z miażdżącym ciężarem władzy. Furina posiada podobne wątki - samotności i tego, że zmuszona jest odgrywać rolę. Kiedy schodzi ze "sceny" zostaje jej już tylko izolacja i poczucie niezrozumienia. Myślę, że im bardziej zagłębię się w historię Furiny, tym bardziej będzie ona do mnie przemawiać. W dodatku ta postać pochodzi z Fontaine - krainy inspirowanej Francją. Nie na co dzień ma się możliwość zagrania Furiną aka Marią Antoniną. :) To jest jedna z tych postaci, którą naprawdę chcę mieć w swojej grze. Twórcy Genshina stworzyli także grę "Honkai Star Rail", w której, podobnie jak w Genshinie, można wylosowywać i rozwijać postaci. Jest to pozycja z mechaniką walki turowej. W grze zwiedza się różne planety kosmicznym ekspresem. Mam tą grę na oku już od pewnego czasu - na pewno pogram więcej, chociaż trochę szkoda, że nie ma ona trybu kooperacji. Przez to nie mogę zagrać w nią z kumpelą, a w Genshinie jednak możemy razem przemierzać obszerne otwarte lokacje i wspólnie walczyć z przeciwnikami. Jednak Honkai ma nad Genshinem tą sporą przewagę, że gracz dostaje więcej nagród i możliwości zdobycia pięciogwiazdkowych postaci. Teraz zbliża się rocznica "Honkaia" i za otrzymane w grze bonusy będę mogła dostać Luochę - długowłosego blondyna, healera o specyficznym charakterze (dość powiedzieć, że nosi ze sobą trumnę), który też od początku mi się podobał. Było mi szkoda, że kumpela miała go w swojej grze, a ja nie. :)

Kumpela i tak teraz jest skupiona na tym, by dołączyć do swojej drużyny Aventurine - nowego ikemena z Honkaia. Zgromadziła ponad dwieście biletów na losowanie po tą postać. Dedicated one, I can tell. ;) Aventurine jest tragiczną postacią, pozbawioną wolności, o trudnym dzieciństwie. Przez swoje doświadczenia pozbył się zahamowań - hazard i nieliczenie się z własnym bezpieczeństwem czy życiem to dla niego chleb powszedni. Chlubi się bogactwem, ale tak naprawdę jest niewolnikiem pewnej organizacji, o czym świadczy tatuaż na jego szyi. Spotyka się z deskryminacją ze strony takich postaci jak Sparkle, która jest bardzo hajpowana przez fandom, ale nie przekonała ani mnie ani mojej przyjaciółki. Sparkle kieruje się uprzedzeniami (ocenia kogoś tylko po tym, skąd pochodzi) i chyba reprezentuje typ postaci yandere, nie jestem pewna. W każdym razie to, co przyciąga mnie do Genshina i Honkaia to z pewnością design postaci, system walki oraz mechaniki rozgrywki. Postaci są w większości atrakcyjne, z płynnymi animacjami w stylu anime i mam przynajmniej kilka takich, które chciałabym wylosować. Na ten moment w Genshinie najbardziej chciałabym Furinę i jakąś postać z żywiołu Dendro jak Kaveh, Tighnari, Alhaitham czy Nahida. Mam już jednego z moich ulubieńców - Ayato, a Navia i Yae Miko wylosowały mi się trochę z przypadku, ale skoro chciały przyjść, to jak najbardziej nimi gram. :) Miko lubię za jej design (ładne kimono, sakury, motywy jelenia) i za skillset (przydatne electro moce), trochę mniej za osobowość, ale nie drażni mnie, raczej jest neutralna więc może zostać :) A nawet musi zostać, bo pięciogwiazdkowe "pokemony" są rzadkie i cenne w tej grze. Chciałabym jednak też przystojnych facetów - Alhaitham z charakteru jest dosłownie jak główny OC mojej kumpeli - tak samo introwertyczny, specyficzny i charyzmatyczny. :) Zasada jest jedna: lubisz Zenarda to znaczy, że lubisz wszystkich Zenkopodobnych panów. Do tej pory ta zasada sprawdza się aż za bardzo. :)

Ostatni wątek, który chcę poruszyć w tym wpisie to moje poboczne postaci z opowiadań. Moje główne postaci dostały całe osobne wpisy ze zgromadzonymi o nich informacjami w formie tabelek i wywiadów. Pobocznym bohaterom też należy się chociażby wzmianka. Zacznę od Zyli, ekscentrycznej staruszki, która zadebiutowała w moim opowiadaniu o krainie Ionu. Zyla jest upadłą artystokratką, która poróżniła się ze swoją siostrą - Leryn. Gilmor przyjmuje kobietę pod swój dach pod pretekstem, by ta była jego służącą, ale tak naprawdę traktuje ją jak członka rodziny. Zyla wkrótce spotyka swoją niewidzianą od lat siostrzenicę - Latreę i od tej pory stale doradza jej w kwestii związków. Zyla jest bardzo specyficzna, może trochę irytować, ale to taki kolorowy ptak. Chciałam stworzyć postać, która nie liczy się z opiniami innych, która jest bezpośrednia i pełna energii, pomimo swojego zaawansowanego wieku. Może z tym jej autorytetem i siłą charakteru przypomina mi trochę moją babcię przed chorobą i dlatego tak ciepło myślę o Zyli?

W każdym razie chciałam stworzyć taką postać i podkreślić jak jest zżyta z Latreą i Gilmorem. Poza tym kto nie chciałby nie przejmować się tym, co pomyślą o nim inni? :) Pora brać w tym aspekcie przykład z energicznej, bezkompromisowej Zyli. Latrea też nie daje sobie wcisnąć kitu - widać, że ognisty charakter ma po ciotce. :) Leticia to kolejna postać, którą po raz pierwszy wprowadziłam w opowiadaniu o Ionie. Jest rudowłosą, bardzo szczupłą, garbiącą się, zaszczutą dziewczyną, która jest takim archetypem "zbuntowanej nastolatki". W Ionie Sorena jest dla niej jak matka - zaopiekowała się nią po tym jak Leticia odeszła od swoich przybranych rodziców. Jednak Leticia buntuje się, bo Sorena nałożyła jej magiczną pieczęć, przez co dała Leticii pewne zobowiązania. Leticia przechodzi przez różne etapy buntu. Bardzo dużo miesza w relacjach innych postaci, ale tak naprawdę chciałaby po prostu zwrócić na siebie uwagę. Lubi przyrodę, ma swój wewnętrzny świat... Ważne dla jej charakterystyki jest to, że nieszczęśliwie zakochuje się w starszym od siebie mężczyźnie (w Ionie był to Zenard, ale od pewnego czasu myślę jak pokazać jej ship z Rauvenem, który też jest starszy od Leticii).

Rauven zaledwie pojawił się w moim opowiadaniu z uniwersum "Ikemen Prince" - nie wiem ile miejsca dostanie w tym story, ale to, co mogę powiedzieć już teraz to to, że jego postać stanowi klucz do zrozumienia historii Sariela Noira w tamtym opowiadaniu i że shipuję go z rudzielcem Leticią. Rauven Cadell ma ciemnorude włosy, złote oczy, a jego stroje są inspirowane stylistyką steampunk. Kiedy już skończę opowiadanie z "Ikemen Prince", będę mogła sobie powiedzieć, że sprostałam zadaniu, że rozwinęłam trochę bardziej swoje zainteresowanie pisaniem, ale to opowiadanie jest jednym z ambitniejszych, jakie wzięłam sobie na głowę. Ma dużo intryg, wiele postaci i muszę jakoś to sobie poukładać, by nie posiadało za wiele dygresji tylko płynnie pokazywało te liczne wątki i perspektywy różnych postaci. Tymczasem Smażonek w najlepsze przesypia najbardziej intensywną część fabuły, haha. Ok, wiem, że w tym opowiadaniu on jest w śpiączce, ale i tak ten kontekst jest trochę zabawny. O niektórych rzeczach nie mogłabym napisać, mimo że były gdzieś tam moim pierwszym pomysłem na poprowadzenie fabuły. Mam tu na myśli to, że po tym jak Zenard wybudziłby Eichiiego z komy przy użyciu swoich mocy, życie Zenarda nienaturalnie by się wydłużyło, a życie Amamiyi uległoby dużemu skróceniu. Chciałam taki wątek wprowadzić, ale następnego dnia - uderzona niespodziewanie nachodzącymi mnie smutnymi wspomnieniami i problemami zdrowotnymi już nie byłam taka mocna (hehe) i rozkleiłam się myśląc o tym, że miałabym napisać coś tak bolesnego i w gruncie rzeczy, odnoszącego się do mojego życia.

To jednak prawda, że nie da się oddzielić spisywanej historii od osobistego doświadczenia i okazało się, że w tamtym momencie absolutnie nie byłam gotowa na napisanie tego wątku. Samo myślenie o tym było dla mnie bolesne i moja kumpela też odebrała to w podobny sposób. Słowo pisane jednak oddziałuje bardziej niż początkowo myślimy. Myślę sobie "A tam, to przecież tylko opko", a tu się okazuje, że jednak niektóre wątki naprawdę oddziałują i nie powinno się ich podejmować pochopnie. Fabuła i zakończenie opowiadania o Ionie też było testem mojej wrażliwości, ale uważam tamtą historię za udaną i wyważoną. To opowiadanie miało gęsty dramat, miało to, co potrzebne, bez konieczności skracania Eichiiemu życia, heh. Na marginesie, Eichii stał się komfortową postacią mojej przyjaciółki - ona nakierowała mnie, bym dała mu taki, a nie inny charakter i nie spisała go na straty, za co jestem wdzięczna. Na tym dzisiaj zakończymy. Ten wpis porusza i tak sporo różnych wątków, więc trudno byłoby go podsumować. Mam nadzieję, że kolejna nota niedługo się wysmaży. :)