Postanowiłam stworzyć poszerzony wpis o mojej ulubionej serii gier. Wypowiem się o Fajnalach obszerniej, bo reprezentują tak wysoką jakość, że są warte, bym poświęciła im należytą uwagę na tym blogu.NES-owe odsłony "Final Fantasy":
Trzy pierwsze części "Final Fantasy" zostały wydane na konsolę NES pod koniec lat osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych. Ja grałam na smartfonie w ich podrasowane graficznie wznowione edycje. Co tu dużo mówić: są to stare, niezbyt złożone ze względu na ograniczenia ówczesnej technologii gry. Stworzyły jednak podwaliny pod kolejne, bardziej rozbudowane części serii. W jedynce i trójce mamy do wyboru klasy postaci, co daje pewne pole do popisu w kwestii skomponowania drużyny. Rozwijani bohaterowie uczą się nowych umiejętności i zaklęć i stawiają czoła kolejnym misjom takim jak zdobycie konkretnego przedmiotu czy uwolnienie bogu ducha winnych ludzi spod klątwy dżina. Poszczególne zadania stawiane przed bohaterami nie składają się na fabułę pojmowaną w taki sposób jak we współczesnych rpg-ach, a dialogów i interakcji między postaciami jest tutaj jak na lekarstwo. Zupełnie inna pod tym względem jest druga część "Final Fantasy", w której pokuszono się o nadanie bohaterom personaliów. W tej odsłonie kierujemy poczynaniami Marii, Firiona, Guya, Leona a także innymi postaciami, które tymczasowo dołączają do drużyny.
Dwójka ma pełnowymiarową fabułę i swój klimat, podkreślony dodatkowo przez muzyczny motyw przewodni gry. To bez wątpienia ambitna na swoje czasy gra, co widać najlepiej w innowacyjnym systemie walki, w którym każda postać staje się coraz lepsza w używaniu tego oręża, z którego najczęściej korzysta. Gra ugięła się jednak pod ciężarem własnych ambicji na rozwój których nie pozwalała technologia. System walki był zepsuty u samych podstaw, a mianowicie postaci mogły podnosić swoje statystyki atakując siebie nawzajem. Część pozostałych mechanik również była toporna, dlatego też większość rozwiązań zaproponowanych przez dwójkę nie przyjęła się w serii. Spośród NES-owych części "Final Fantasy" najlepiej próbę czasu przetrwała moim zdaniem jedynka. Wciąż jest grywalna - rozwiązania, z których korzysta są bardzo podstawowe, ale wiele z nich utrzymało się w serii do dziś np. nazwy zaklęć, klasy bohaterów, a także znany i lubiany miks mitologii oraz motywów fantasy. Trójka wyróżnia się na pewno tym, że jako pierwsza wprowadziła do serii potężne summony - bestie, które bohaterowie mogą przywoływać, by pomagały im w walce. W kategorii "still fun to play" jedynka wypada najkorzystniej i to tą spośród pierwszych trzech gier, rzeczywiście przeszłam od początku do końca. Trójka ma wyśrubowany poziom trudności, a dwójka straciła wiele z powodu toporności i udziwnień w systemie walki, więc jakoś nie widzę siebie zagrywającej się w te gry. Ale jak to się mówi: pierwsze koty za płoty.





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz