16.11.24
Minął właśnie szósty z dwunastu tygodni mojej terapii grupowej. Ten czas upływa mi bardzo szybko i wiem, że nie przepracuję tam wszystkiego. Każdy będzie szukał dla siebie czasu antenowego i będzie próbował przebić się ze swoimi historiami. Konieczność wytrzymania z tym, co chcę powiedzieć może być frustrująca, ale już samo to, że zdecydowałam się wyjść do ludzi i że opowiadam o tym, z czym się zmagałam i w dalszym ciągu zmagam, w jakiś sposób mnie podbudowuje. Terapeuci uświadomili mi, że jestem bardzo rozregulowana emocjonalnie. Dochodziło do sytuacji na terapii gdy byłam zezłoszczona na innego uczestnika, a paradoksalnie żarliwie wyrażałam mu wdzięczność, że powiedział mi, co o mnie myśli (przyznał że ja go irytuję). Terapeutka zatrzymała mnie wtedy i spytała: "czy to na pewno wdzięczność tak panią napędza?" Dopiero wtedy dotarło do mnie, że nie byłam wdzięczna - zamiast tego czułam złość. Czułam też, że muszę tłumaczyć się innym z tego dlaczego jestem taka, a nie inna. Śmieję się często, pomimo braku radości, bardzo trudno mi też wytrzymać w niektórych momentach i wtedy bardzo szybko, w powtarzalny, mechaniczny sposób opowiadam o bolesnych dla mnie doświadczeniach. Mam też mechanizm zamrażania emocji - ale ostatnio częściej udaje mi się płakać, wzruszać się, co w moim przypadku jest postępem. Niestety przez większość czasu umniejszam swoje trudne przeżycia i staram się o nich powiedzieć jak najszybciej, by nie męczyć i nie obciążać tym innych.
W rzeczywistości po prostu cierpię z powodu kuriozalnych, groteskowych sytuacji, które miały miejsce w moim domu, kiedy babcia chorowała i reagowała agresją wobec mnie i mamy. Obciążająca emocjonalnie była też opieka nad babcią, kiedy już jedynie leżała, nie mówiła i nie pamiętała członków rodziny. Cierpię z powodu izolacji społecznej i tego, że w moim domu nie było normalnych rozmów, tylko ucieczka od problemów. Co tydzień w grupie terapeutycznej jest wybierana osoba, która jest dla innych liderem, czyli kimś, kto najbardziej się wyróżnił, popchnął pracę grupy do przodu. Ja byłam wybierana liderem w każdym tygodniu i zawsze było to dla mnie dużym zaskoczeniem i przeżyciem, bo myślałam, że spotkam się głównie z niezrozumieniem ze strony innych.
To, że uczestnicy terapii widzą we mnie wartość, pomaga mi bardziej się otwierać. Kiedy któryś uczestnik kończy swój cykl terapeutyczny, na jego miejsce przychodzą nowe osoby. Do niektórych osób, które zakończyły już swoją terapię, mocno się przywiązałam. Czułam, że widzą mnie jako mnie - nie postrzegają mnie jedynie przez pryzmat moich zaburzeń i traum. Ich akceptująca postawa bardzo mnie wzruszała. Mam nadzieję, że terapia pomoże mi się ukierunkować na coś konstruktywnego. Nie chcę już dla siebie wiele - chcę większej równowagi psychicznej, spokoju, własnych funduszy, które mogłabym dodać do rodzinnego budżetu. Na wyprowadzkę z domu nawet nie liczę - chcę spokoju w ramach tego, co mam, bo rzeczywiście nie potrzebuję dla siebie dużo. Rozczarowałam się już tyle razy, że teraz już byle spokojniej funkcjonować, nie chłoszcząc siebie za rzeczy, na które nie miałam wpływu w życiu. Piszę też papierowy pamiętnik, by lepiej zrozumieć siebie, uspokajać siebie i kierować swoimi następnymi krokami. Stopniowo nauczę się lepiej sobie radzić i może poczuję się lepiej, stabilniej.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)


